Nie do końca rozumiem dlaczego zabił żonę Pitt'a.
Grubas umarł za obżarstwo.
Adwokat za chciwość
Diler za lenistwo.
Prostytutka za nieczystość.
Kobieta której obciął nos za pychę.
Pitt został ukarany za gniew.
John jak się nie mylę popełnił ostatni grzech - ZAZDROŚĆ.
Ale dlaczego zabił żonę Pitt'a? Przecież nie popełniła żadnego z 7 grzechów.
Czyżby John był hipokryta ? Obracał grzech przeciwko grzesznikowi... więc dlaczego zabił niewinną osobę ?
Chętnie poznam wasze zdanie na ten temat.
Ps. Film bardzo dobry żałuję, że dopiero teraz go obejrzałem.
Zdaniem mojego chłopaka, żeby wywołać u Pitt'a gniew - tym samym Pitt popełnia 6 grzech główny.
No tak, żeby WYWOŁAĆ... czyli w pewnym sensie to wina Johna że Pitt popełnił grzech. W innych przypadkach to grzesznicy sami popełniali grzechy bez ingerencji Johna. Co innego jakby samą gadką sprowokował go do zabójstwa ( powiedziałby że zabił mu żonę a tak naprawdę by tego nie zrobił).
"Co innego jakby samą gadką sprowokował go do zabójstwa ( powiedziałby że zabił mu żonę a tak naprawdę by tego nie zrobił)."
Dokładnie Notorious! Dla mnie motyw z żoną zepsuł wszystko. A po filmie zostało obrzydzenie. Gdyby nie zabicie żony "dzieło" popieprzeńca może miałoby jeszcze jakiś sens.
dokładnie tak samo pomyślalam,
zakonczenie zniszczyło cały logiczny kręgosłup tego filmu, chyba rezyser na druga zmianę konczył i nie mial pojecia co robi.
Film zapowiadał sie swietnie jednak wyszło jedynie srednio i nie ma co sobie dopowiadac jak mogłoby byc tylko przyznac sie ze
przy takim dobrym scenariuszy, poniesli kleske przez głupi bląd.
No właśnie ostatnia scena była genialna. Połączyła wszystkie zbrodnie i ludzi z nimi związanych w jeden spójny łańcuch. Wiadomo było, że Mills mimo swojego gniewu (a dokładniej gwałtowności) jest dobrym człowiekiem - dlatego morderca musiał się posunąć do ostateczności, aby móc trącić w nim trybik, który zdetonował zapalnik jego moralności. Nie chodziło tu o sposób popełnienia grzechu, (sprowokowany, czy nie, grzech zawsze pozostaje grzechem) tylko o same jego zainicjowanie.
Już bez względu na to, od jakiej strony spojrzymy na tą sytuację, to faktem pozostaje, że morderca wygrał - nie ma co do tego wątpliwości. Najważniejszym elementem całej układanki nie było dokładne zilustrowanie miejsca zbrodni jako jednego z grzechów głównych, tylko zmuszenie Millsa, do zakończenia dzieła (Somerset o tym wspomina, gdy glina celuje do mordercy).
Czyżby John był hipokryta ? No muszę powiedzieć, że z pewnością nie można mu odmówić "nagięcia" reguł - jeśli jakiekolwiek istnieją w takiej rzeźi. Zauważcie, że zbrodniarz wybrał sobie akurat jeden, konkretny grzech, a przecież każdy można by przede wszystkim dopasować do jego osoby. Wszystko było ustawione od początku do końca - pozostawała tylko kwestia poboru ochotnika do popełnienia ostatniego z grzechów.
Nie możemy doszukiwać się logiki w poczynaniach Johna - bądź co bądź przecież był psychopatą ;)
I to jest świetna odpowiedź. Jest tylko jedna rzecz którą trzeba dopowiedzieć, Mills był tą osobą która popsuła mu kolejność grzechów, być może wcześniej nie miał zamiaru zabić żony Millsa, ale nie mógł dłużej spokojnie ''pracować'' nad wykonywaniem ich w kolejności. Detektywi okazali się bardzo inteligentni, szczególnie Somerset. John wybrał więc wyjcie alternatywne czym było zabicie żony Millsa. Wiedział że w przypływie gniewu aby zakończyć swoje dzieło musi zginąć z jego rąk. I ja uważam że końcowa scena jest idealna i nie jestem sobie w stanie wyobrazić aby można było znaleźć ''lepszą''.
No tak ale zauważ w jaki sposób John mówił o tym dlaczego zabija. Wszyscy grzesznicy byli dla niego najgorszym typem ludzi jacy chodzą po ziemi, wręcz go obrzydzali. Nie rozumiał jak grubas mógł doprowadzić się do tak dużej nadwagi, która uniemożliwiała mu poruszanie się, Brzydził się samym patrzeniem na grubasa podczas jedzenia. Gardził kobietą, która wołała umrzeć zamiast żyć z oszpeconą twarzą. To samo tyczy się adwokat, który ratował morderców, gwałcicieli i pedofilów od więzienia... Dlaczego więc stał się jedną z tych osób, których tak bardzo nienawidził. Wszystkie pozostałe ofiary Johna popełniały grzechy bez jego pomocy i to nagminnie.
Zastanawia mnie tez to czy zabiłby żonę Millsa gdyby nie ten incydent na schodach, (scena w której Mills "zaatakował" fotoreportera, którym później okazał się John)
Sądzę że własną śmierć też zaplanował, tylko zastanawia mnie jak miała ona wyglądać wcześniej. On własną osobę też uważał za ''zgniły owoc'', jego śmierć miała uwieńczyć jego własne dzieło, bo przecież również popełnił jeden z grzechów. Mimo że w naszych oczach był psychopatą nie można zaprzeczyć, że był inteligentny. Dzięki jego dziełu świat miał wstrzymać oddech, i w rzeczywistości tak zadziałał na widza (bynajmniej na mnie).
<<Nie chodziło tu o sposób popełnienia grzechu, (sprowokowany, czy nie, grzech zawsze pozostaje grzechem) tylko o same jego zainicjowanie.>>
To może nie będzie na temat, ale moim zdaniem należy odróżnić gniew uzasadniony od nieuzasadnionego. Tylko ten drugi jest grzechem. Trudno bowiem winić wysoko rozwinięte istoty żywe, że reagują gwałtownie na wieść o tak niewyobrażalnie potwornej zbrodni. Moim zdaniem David nie popełnił grzechu, tylko zrobił to, co zrobiłby prawie każdy na odludziu z bronią w ręku, mając przeciw sobie nieuzbrojonego cynicznego zbrodniarza, któremu się oczy śmieją, bo uciął głowę kobiecie.
Mogę wymienić setki przykładów, kiedy ludzie popełniają grzech gniewu, ale ten przy tylu sprzyjających okolicznościach za taki rodzaj postępowania nie może być uznany. Poza tym wątpię (nie wiem tego, po prostu wydaje mi się to bardziej prawdopodobne niż inne warianty), żeby Boga obrażał taki czyn. Gdy Bóg chciał, żeby ludzie ze spokojem reagowali na wiadomość o wymordowaniu swojej rodziny i żeby nie pałali zemstą, to pewnie stworzyłby ich ze zdolnością pojmowania świata nie większą niż u drzewa.
Słyszałem, że istniała druga wersja zakończenia, ale została odrzucona. W tamtej wersji to Somerset nie wytrzymywał widoku martwej żony Millsa i zabijał w wściekłością Doe, wielokrotnie go wcześniej raniąc. Jakoś tak. Zdaje się, że był nawet emitowany z takim zakończeniem, ale widzowie zbytnio mu się sprzeciwiali (nie wiem w sumie dlaczego).
"Dawid, jeśli go zabijesz on zwycięży". Jeżeli pominąłeś to zdanie albo go nie zrozumiałeś, to nie dziwię się, że uważasz zakończenie za nielogiczne.
Dawid dopełnił dzieła Johna, udowodnił jego racje przynajmniej w kontekście całej morderczej intrygi, bo moralne postępowanie psychopaty nie ulega wg. mnie wątpliwości. Dawid stał się częścią kręgu grzeszników i udowodnił tezę, którą jeszcze w drodze na pustynię, w radiowozie podważał, mając Johna wyłącznie za psychopatę działającego bez podstaw. Poza tym John w jakimś sensie dał inteligentny i ofiarny przykład. Ale to już kontrowersyjna zapewne dla wielu teza, i być może temat do innej dyskusji. Nie był w każdym razie zupełnym hipokrytą jakby to mogło mieć miejsce w dużo bardziej banalnych filmach. Ten był do samego końca genialnie pod każdym względem. Dla mnie jeden z kanonów światowej kinematografii.
Nie zniszczyło. Anonim pojawił się jako fotograf znacznie wcześniej. Wtedy Mills zachował się impulsywnie i okazał gniew. To właśnie dlatego morderca zmienił plany. Ponadto go namierzyli, więc chciał ukarać Millsa za grzech gniewu, gdy ten sam mu wykrzyczał swoje nazwisko i wytrącił mu aparat z rąk. Później Doe musiał uciekać i zmienić plany, a więc ostatnia scena filmu jest całkiem uzasadniona. Zastanawiam się, czy ktoś zauważył, że w każdej scenie filmu oprócz te jednej, kulminacyjnej, padał deszcz. No i wydawało mi się, że operator tak ujął mordercę, że słońce zdawało się być aureolą w pewnym momencie. Oczywiście to tylko moja uwaga, ale dość zastanawiający zabieg z pogodą ;)
Również sie zgadzam. Ostatnia scena zepsuła film ... Powinni coś wykombinować takiego, że nikt nie zagląda do paczki i on jedynie mu mówi, że tam jest jej głowa i Pitt strzela, a tak to sie stało, proste i okropne ;/ Dałbym 9, a tak za zepsute zakończenie 8/10 ...
Właśnie dzięki tej scenie film jest niesamowity. Powyżej zostało to dobrze uzasadnione, więc nie będę zabierać miejsca. ? Gdyby Pitt zaczął do niego strzelać zanim Somerset potwierdził (wyrazem twarzy, brakiem zaprzeczenia itp.) słowa kolesia, którego cały czas uważał za czubka, to film straciłby moc, zmieniłby całkowicie swój wyraz, a ostatnia scena byłaby sztuczna Powstałby kolejny odcinek "Kryminalnych zagadek czegośtam". Ne byłoby litości, trwogi i katharsis.
Poza tym - po co John by ich wtedy wywoził nie wiadomo dokąd.
Resztę argumentów wyłożył kolega parę komentarzy wyżej.
A, i jeszcze do tych, co psioczą na zakończenie. Film miał parę alternatywnych zakończeń. W pewnym momencie studio chciało użyć jednego z nich, w którym, o ile dobrze pamiętał, ginie Mills, a nie jego żona, ale Fincher upierał się przy tym, a Pitt i Freeman powiedzieli, że nie będą promować filmu, jeśli studio się nie ugnie. Więc nie ma wątpliwości, że finał jest tu jakimś przypadkiem czy nieporozumieniem. Czytając wasze komentarze, mam wrażenie, że po prostu tak polubiliście Tracy, że było wam przykro, że zginęła i wyładowujecie się na ocenie filmu ;)
Ok, ale powiedz mi w jaki sposób można samą gadką kogoś przekonać do zabójstwa? To niemożliwe.
A poza tym wątkiem czy celem jego "arcydzieła" nie było zabicie wszystkich siedmiu grzeszników? Ostatecznie przecież Mills nie zginął, a tylko zgrzeszył... Szczerze to liczyłem, że strzeli sobie w łeb po zabójstwie John'a. A może taki właśnie miał być plan i dobrze odebrałem ostatnią scenę, ale Mills w porę zrozumiał to i powstrzymał się?
też miałem niesmak dopóki sie nie zorientowałem że żona pita usunęła ciąze tym samym popełniajaąc grzech śmiertelny więc morderca w swoich działaniach był perfekcyjny niewinna osoba w tym filmie nie zginęła
Racja.. zabił z zazdrości i również został ukarany.
Ogólnie film świetny i ciesze się, że obejrzałem go dopiero teraz. Do niektórych filmów trzeba dorosnąć.
Zabił żonę, bo zazdrościł jej Davidowi. Za każdym razem powtarzał mu, że zazdrości jego życia, ślicznej żony itp. Chciał najprawdopodobniej poczuć się lepiej i wiedział, że powinien zostać za swój czyn ukarany (tu wkracza Mills, który rozwścieczony faktem, że stracił kobietę i nienarodzone dziecko zabija Johna Doe).
Gluttony / Obżarstwo - grubas na początku filmu
Greed / Chciwość - prawnik
Sloth / Lenistwo - koleś, który leżał w łóżku przez rok
Lust / Pożądanie - dziwka (zabita tym dziwnym ustrojstwem)
Pride / Pycha - piękna kobieta, która leżała na łóżku z odciętym nosem.
Wrath/ Gniew - detektyw Mills
Envy/ Zazdrość - John Doe
A co powiedzielibyście na takie zakończenie.
Żona Mills'a chciała poznać partnera swojego męża i zaprosiła go na kolacje. Podczas spotkania Tracy jest zachwycona Somersetem, który to zauważa. Po kolacji Tracy daje mu wyraźnie do zrozumienia, że jest nim zauroczona. Następnego dnia żona Mills'a dzwoni do Somerseta mówiąc, że chce porozmawiać o swoim mężu, że się o niego martwi. Detektyw William po takim telefonie od razu zjawia się u ukochanej swojego partnera z pracy. Żona Millsa tłumaczy mu, że się martwi o męża bo późno wraca do domu i takie tam- zaczyna płakać. Somerset przytula ją. Zaczynają się całować i idą do łóżka. To co wydarzyło się między nimi ukrywają przed Millsem. W ostatniej scenie Somerset po tym jak zobaczył głowę Tracy uświadomił sobie co naprawdę do niej czuł. Jednocześnie John opowiada Davidowi o romansie jego żony z Williamem. Somerset podczas przypływu gniewu wyciąga nóż i morduje nim Johna.
Somerset popełnia dwa grzechy:
Zazdrości - zazdrościł Millsowi żony.
Gniew - w przypływie, którego zamordował Johna.
Tracy z kolei popełnia inny grzech - Nieczystość.
Summa summarum John udowadnia, że taka osoba jak Somerset, szanowana przez wszystkich za dojrzałość, mądrość i zrównoważenie emocjonalne potrafi popaść w GNIEW, który sprawi że zamorduje innego człowieka. Udowodnił również, że Somerset ZAZDROŚCIŁ życia i żony Millsowi. Doe pokazał też, że Tracy która według Millsa jest świetną żona, wierną i kochającą potrafiła go zdradzić z jego "przyjacielem" popełniając grzech NIECZYSTOŚCI.
Co sądzicie o takim zakończeniu ? :P
Oglądając film po raz pierwszy też zastanawiałem się czy miedzy nimi nie dojdzie do czegoś co mocno skomplikuje relacje i akcje... PS całkiem przyzwoita alternatywa.
o wiele lepsze zakończenie wymyśliłeś.Kurcze... z takim zakończeniem ten film na zawsze zostałby klasykiem kina :D
Nie będę kłamał, że uważam alternatywne zakończenie za lepsze od oryginalnego, bo tak nie jest. Sądzę jednak, że twoja wizja ostatnich scen filmu również zasługuje na uwagę. Poprawiłbym nie jedną rzecz. Gryzie mnie, że jedna osoba (Somerset) popełnia dwa grzechy. Czy nie lepiej byłoby, gdyby grzech gniewu popełnił jednak Mills, zabijając swojego partnera na wieść o tym, że spał z jego żoną?
Zresztą, grzech nieczystości popełniła ta dziwka. Zazdrość to z kolei "domena" Johna Doe. Skoro Tracy ma zginąć za swój grzech, zamordowana przez psychopatę, zupełnie nie trzyma się to kupy - chyba, że źle cię zrozumiałem. Nie sądzę, by dublowanie grzechów i grzeszników wyszło temu filmowi na dobre - wprost przeciwnie.
Jeżeli zakończeniu filmu czegoś brakuje, to moim zdaniem jedynie samobójstwa Millsa - co prawda został ukarany za brak panowania nad swoim gniewem, ale nie umarł.
Mils tez jest ofiarą, tak jakby umarł. Psychol zgwalcil i zabil mu zone z dzieckiem. Dostal za swój grzech jeszcze gorsza kare niz smierć. Moim zdaniem ukaral go gorzej niz wszystkie inne ofiary.
John Doe to psychopata i jego misja nie miała tu nieść żadnego głębszego przesłania, przynajmniej moim zdaniem. Ważniejsze są tu postacie detektywów i to, jak sobie radzą z takimi popaprańcami. Somerset sam mówi, że John Doe to nie Szatan, tylko człowiek. Jeden z wielu, z jakimi muszą się mierzyć w tej robocie.
Dokładnie, Doe był porąbany i skoro nie mógł sprowokować go do gniewu swoimi wcześniejszymi zabójstwami to posunął się do zabicia jego żony. Wszystko po to aby zrealizować swój chory plan siiedmiu grzechów głównych. Faktycznie jest to dylemat i można gdybać ale dla nie filn rewelacyjny a Spacey zagrał prześwietnie.
Buehehehe, to ciekawe dlaczego właśnie piszesz głupoty zamiast sprzedawać scenariusze reżyserom z Hollywood? Końcówka była nie do przewidzenia w połowie filmu, więc zaniechaj tych bzdur od których zbierają się łzy radości...
Gdzie i kiedy napisałem, że przewidziałem jakikolwiek moment w tym filmie? Czy aby na pewno do mnie to adresujesz?
mylisz się wszystko w jego dzialaniach sie klei żona pitta usunęla ciaze wiec tez popelnila grzech smiertelny
A ja uważam, że koniec był do przewidzenia już w połowie filmu (co mi się nota bene udało). Sztampowy i hollywodzki. Wypowiedzi powyżej może i mają sens, jednak osobiście napisałbym lepsze zakończenie. Tak czy owak film dobry i wart obejrzenia.
Szanowny Erhaminusie, Twoja megalomania jest rozbrajająca. Gdyby szanowny Pan Wałęsa został krytykiem filmowym to moglibyście wspólnie pisać recenzje
HRA, Burmistrz: "Osake" to wy raczej wspólnie chlapnęliście to i mętny wzrok, chociaż po humorach wnioskuję, że libacja się udała. Tylko więcej kultury, a nie rzygacie na prawo i lewo.
Przy okazji HRA - bynajmniej nie mam wielkiego szacunku do w/w przez Ciebie osoby. Nie znasz to nie oceniaj, bo się zdziwisz.
Szanowna HRA, Twoja megalomania jest rozbrajająca. Gdybym zechciał zostać krytykiem filmowym, mógłbym z Tobą wspólnie pisać recenzje.
Bez urazy. To była tylko taka niewinna krotochwila. Ważne, że film nam się podobał
Jak John mógł popełnić ostatni grzech skoro najpierw zabił żonę Millsa, a dopiero później Mills zabił jego (co było ostatnim grzechem).A tak poza tym to ten cały schemat mordercy nie do końca jest udany. Pomijam to że było jedno dodatkowe morderstwo. Chodzi mi o to, że tak właściwie to Mills w żaden szczególny sposób nie został ukarany za swój grzech.
Mills zostanie oskarżony o zabójstwo. Zabił psychopatycznego morderce ale i tak zostanie ukarany. Gdyby zapanował nad gniewem nie doszłoby do tego.
Moim zdaniem w planie było samobójstwo Mills'a. Ale nie wyszło. Ostatni dialog moim zdaniem to pięknie akcentuje.
Jeszcze tak sobie teraz pomyślałem. Doe zabijając żonę Millsa, mógł go karać za gniew. Gniew, który okazał zabijając Johna. Więc karał go, że tak powiem, z uprzedzeniem. Gdyby Mills nie zabił Johna, dzieło tego drugiego byłoby niekompletne. Dlatego Somerset mówi "Nie rób tego. On właśnie tego chce. Jeśli go zabijesz, on wygra".
Tak czy siak, podtrzymuję to, co napisałem wcześniej. John Doe i jego "dzieło" to sprawy drugoplanowe. Najważniejsi są tu Mills i Somerset i to, jak sobie radzą z życiem gliniarzy w świecie zbrodni.
Ja mimo wszystko uważam że główną postacią tego filmu był John.Przez swoje dzieło chciał pokazać jak plugawy jest ten świat, Jak bardzo nie zauważamy wokół siebie tej zgnilizny jaką na co dzień powinniśmy się wystrzegać. Wiele rzeczy stało się dla nas tak powszechne, że nie jesteśmy już w stanie ich krytycznie ocenić. Nie twierdzę że Doe, czynił dobrze, Ale jestem przekonany, że poprzez swoje dzieło chciał nam coś przekazać i że powinniśmy wystrzegać się czynów godzących w moralność naszego społeczeństwo którego sami jesteśmy członkami.
Gdyby nie zabił żony Millsa i nie popełnił żadnego z grzechów, jego "dzieło" niosło by jakiś przekaz i dałoby do myślenia.
No ale zakończenia już nie zmienimy. Mimo wszystko film jest bardzo dobry.
Już nawet pomijając ten fakt. Jezus jak był na ziemi nie popełnił żadnego grzechu, a mimo to ludzie go zabili a przesłanie które ze sobą niosła jego śmierć, do dzisiaj nie w pełni jest dostrzegana, nie wspomnę o przestrzeganiu jego przykazań.
Pięknie napisane, ale co zrobić?
Za komuny nie wolno było być wierzącym a gdy byłeś to nie mogłeś piastować żadnego urzędu. Księża uczyli religii pokątnie ale za darmo i z przekonania czy powołania. Teraz jest dokładnie odwrotnie, wręcz nakazuje się wierzyć, czego Polak (jako przewrotny) nie lubi. Ja jestem tym starszym pokoleniem, chętnie chodziłem na religię i do kościoła, ksiądz tak pięknie opowiadał, nie stawiał ocen, był wdzięczny że w ogóle przychodzimy. W stanie wojennym, wracając z "Pasterki" trzeba było nurkować do rowu w śnieg gdy jakiś samochód jechał (bo godzina policyjna) mnie jako łebalowi to nawet się podobało, mojemu ojcu mniej. Kilka lat później gdy byłem w szkole średniej (ale jeszcze za komuny)j to też można było iść do parku z dziewczyną na spacer. Teraz nawet z pistoletem bym się obawiał. Powoli przestaję się dziwić takim ewolucjom. Księża zamiast zachęcać do czynienia dobra, stawiają nie wiadomo jakie wymagania. Biurokracja gorsza niż w ZUS albo skarbówce, tylko kasa się liczy. Stali się Faryzeuszami, których Jezus potępiał.
Tak jak wspomniałem jestem starszym pokoleniem i wierzę w Boga a nie w księży i żaden, nawet najgorszy ojciec dyktator nie jest w stanie mnie zniechęcić do wiary czy bycia dobrym dla ludzi.
Ale wróćmy do filmu Kevin Spacey zagrał pięknie, co do fabuły to faktycznie posunął się za daleko. Miał karać winnych a nie prowokować kogoś do popełnienia grzechu, samemu popełniając większy grzech.
Co jest gorsze, gniew i zabicie zwyrodnialca, czy morderstwo niewinnej osoby?